a pod zachód słońca wracały do Medinet, do namiotów. Bywały jednak dni, w których Chamis nie przyjeżdżał i wówczas Nel, pomimo towarzystwa Stasia i Saby, w którym odkrywała coraz nowe przymioty, wyglądała z utęsknieniem posłańca. W ten sposób upłynął czas aż do święta Trzech Króli, na które obaj inżynierowie powrócili do Medinet.
W dwa dni później wyjechali jednak znowu, zapowiedziawszy, że wyjeżdżają tym razem na dłużej, i że prawdopodobnie dotrą aż do Beni-Suef, a stamtąd do El-Fachen, gdzie zaczyna się kanał tegoż nazwiska, idący daleko na południe wzdłuż Nilu.
Wielkie też było zdziwienie dzieci, gdy trzeciego dnia, koło jedenastej rano, Chamis pojawił się w Medinet. Spotkał go pierwszy Staś, który poszedł na pastwisko, przypatrywać się wielbłądom. Chamis rozmawiał z Idrysem i powiedział tylko tyle Stasiowi, że przyjechał po niego i po Nel, i że natychmiast przyjdzie do namiotów, oznajmić, dokąd z polecenia starszych panów mają wyruszyć. Chłopiec poleciał zaraz z dobrą nowiną do Nel, którą zastał bawiącą się z Sabą przed namiotem.
— Wiesz! jest Chamis! — zawołał już z daleka.
A Nel poczęła zaraz podskakiwać, trzymając obie nóżki razem, jak czynią dziewczynki, skaczące przez sznur.
— Pojedziemy! — pojedziemy!
— Tak — pojedziemy i daleko.
Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.