— Śpieszmy się, panie, bo inaczej katr (pociąg)
odejdzie.
Rzeczy były gotowe, więc znaleźli się na czas na
stacyi. Odległość z Medinet do Gharak nie wynosi więcej, jak trzydzieści kilometrów, ale kolejka poboczna, która łączy te miejscowości, idzie wolno i zatrzymuje się niezmiernie często. Gdyby Staś był sam, byłby niewątpliwie wolał jechać na wielbłądzie, niż koleją, gdyż wyliczył, że Idrys i Gebhr, wyruszywszy na dwie godziny przed pociągiem, będą wcześniej od nich w El-Gharak. Ale dla Nel byłaby to droga zbyt długa, więc mały opiekun, który wziął bardzo do serca przestrogi obu ojców, nie chciał narażać dziewczynki na zmęczenie. Zresztą czas zszedł obojgu szybko, tak, że ani obejrzeli się, kiedy stanęli w Gharak.
Mała stacyjka, z której Anglicy robią zwykle wycieczki do Wadi-Rayan, była zupełnie pusta. Zastali tylko kilka zakwefionych kobiet z koszami mandarynek, dwóch nieznanych wielbłądników-Beduinów, oraz Idrysa i Gebhra z siedmiu wielbłądami, z których jeden był silnie objuczony. Natomiast pana Tarkowskiego, ani pana Rawlisona nie było ani śladu.
Ale Idrys w ten sposób wytłómaczył ich nieobecność:
— Starsi panowie pojechali na pustynię, aby ustawić namioty, które przywieźli z Etsah, i kazali nam jechać za sobą.
— A jakże znajdziemy ich wśród wzgórz? — zapytał Staś.
Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/058
Ta strona została uwierzytelniona.