— Tak, — rzekł pan Tarkowski — Chamis musi trochę odpocząć, a Stasiowi pali się wprawdzie w głowie, jednakże, gdy chodzi o Nel, można zawsze na niego liczyć. Zresztą posłałem mu także kartę, by nie wyjeżdżali na noc.
— Dzielny chłopiec i ufam mu zupełnie — odpowiedział pan Rawlison.
— Co prawda, to i ja. Staś przy swych rozmaitych wadach ma prawy charakter i nigdy nie kłamie, albowiem jest odważny, a kłamią tylko tchórze. Energii też mu nie brak i jeśli z czasem zdobędzie się na spokojną rozwagę, to myślę, że da sobie radę na świecie.
— Z pewnością. Co zaś do rozwagi, to czy ty byłeś rozważny w jego wieku?
— Muszę przyznać, że nie, — odpowiedział, śmiejąc się pan Tarkowski — ale może nie byłem tak pewny siebie, jak on.
— To przejdzie. Tymczasem bądź szczęśliwy, że masz takiego chłopca.
— A ty, że masz takie słodkie i kochane stworzenie, jak Nel.
— Niech ją Bóg błogosławi — odpowiedział ze wzruszeniem pan Rawlison.
Dwaj przyjaciele uścisnęli sobie dłonie, poczem zasiedli do przeglądania planów i kosztorysów robót. Na tem zajęciu spłynął im czas aż do wieczora.
O godzinie szóstej, gdy już zapadła noc, znaleźli się na stacyi i, chodząc po peronie, rozmawiali w dalszym ciągu o dzieciach.
Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/064
Ta strona została uwierzytelniona.