Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/072

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zrób, co ci mówię.
Nel trzymała się jedną ręką Stasia i bała się go puścić, ale poradziła sobie w ten sposób, że poczęła ściągać ząbkami rękawiczkę, — z każdego palca osobno — a wreszcie, zsunąwszy ją zupełnie, upuściła na ziemię.
— Po niejakim czasie rzuć drugą — ozwał się znowu Staś. — Ja rzuciłem już swoje, ale twoje łatwiej będzie dostrzedz; bo jasne.
I widząc, że dziewczynka patrzy nań pytającym wzrokiem, tak mówił dalej:
— Nie przestrasz się, Nel… Ale widzisz… być może, że my wcale nie spotkamy, ani twego, ani mojego ojca… i że nas ci szkaradni ludzie porwali. Ale się nie bój… bo jeśli tak jest, to pójdzie za nami pogoń. Dogonią i odbiorą nas z pewnością. Dlatego kazałem ci rzucić rękawiczki, żeby pogoń znalazła ślady. Tymczasem nie możemy zrobić nic innego, ale później coś obmyślę… Z pewnością coś obmyślę, tylko nie boj się i ufaj mi…
Lecz Nel, dowiedziawszy się, że nie zobaczy tatusia i że uciekają gdzieś daleko na pustynię, zaczęła drżeć ze strachu i płakać, tuląc się jednocześnie do Stasia i wypytując wśród łkań, dlaczego ich porwali i dokąd ich wiozą. On pocieszał ją, jak umiał — i prawie takiemi słowami, jakiemi jego ojciec pocieszał pana Rawlisona. Mówił, że ojcowie i sami będą ich ścigali i zawiadomią wszystkie załogi wzdłuż Nilu. Nakoniec upewniał ją, że cokolwiekbądźby się stało, on jej nie opuści nigdy i będzie jej zawsze bronił.
Ale w niej żal i tęsknota za ojcem większe były