Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

— La! la! (nie, nie) — zaprzeczył Chamis.
— Nie zważajcie na jego słowa, — odpowiedział Staś — bo on ma nietylko skórę, ale i mózg ciemny. Do Chartumu, choćbyście co trzy dni kupowali świeże wielbłądy i pędzili tak, jak dziś, zajedziecie za miesiąc. A i tego może nie wiecie, że drogę przegrodzi wam armia, nie egipska, ale angielska…
Słowa te uczyniły pewne wrażenie, a Staś, spostrzegłszy to, mówił dalej:
— Zanim znajdziecie się między Nilem a wielką oazą, wszystkie drogi na pustyni będą już pilnowane przez szereg straży wojskowych. Ha! słowa po miedzianym drucie prędzej biegną od wielbłądów! Jakże zdołacie się przemknąć?
— Pustynia jest szeroka — odpowiedział jeden z Beduinów.
— Ale musicie trzymać się Nilu.
— Możemy się nawet przeprawić i, gdy nas będą szukać z tej strony, my będziemy z tamtej.
— Słowa, biegnące po miedzianym drucie, dojdą do miast i wsi po obu brzegach rzeki.
— Mahdi ześle nam anioła, który położy palce na oczach Anglików i Turków (Egipcyan), a nas osłoni skrzydłami.
— Idrysie, — rzekł Staś — nie zwracam się do Chamisa, którego głowa jest, jak pusta tykwa, ani do Gehbra, który jest podłym szakalem, ale do ciebie. Wiem już, że chcecie nas zawieźć do Mahdiego i oddać w ręce Smaina. Lecz, jeśli to czynicie dla pieniędzy, to wiedz,