Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bismillah! — krzyknęli na to obaj Beduini, wraz z Chamisem i Gebhrem.
Staś stracił odrazu wszelką nadzieję, wiedział bowiem, że, jakkolwiek ludzie na Wschodzie chciwi są i przekupni, to jednak, gdy prawdziwy mahometanin spojrzy na jakąś rzecz od strony wiary, wówczas niema już na świecie takich skarbów, którymi dałby się skusić.
Idrys zaś, zachęcony okrzykiem, mówił dalej — i widocznie już nie dlatego, by odpowiedzieć Stasiowi, lecz w tej myśli, by zyskać tem większe uznanie i pochwały towarzyszów:
— My mamy szczęście należeć tylko do tego pokolenia, które wydało świętego proroka, ale szlachetna Fatma i jej dzieci są jego krewnemi i wielki Mahdi je kocha. Gdy więc oddamy mu ciebie i małą »bint«, on zamieni was na Fatmę i jej synów, a nas pobłogosławi. Wiedz o tem, że nawet ta woda, w której on się co rano, wedle przepisów Koranu, obmywa, uzdrawia choroby i gładzi grzechy, a cóż dopiero jego błogosławieństwo!
— Bismillah! — powtórzyli Sudańczycy i Beduini.
Lecz Staś, chwytając się ostatniej deski ratunku, rzekł:
— To zabierzcie mnie, a Beduini niech wrócą z małą »bint«. Za mnie wydadzą Fatmę i jej synów.
— Jeszcze pewniej wydadzą ją za was oboje.
Na to chłopak zwrócił się do Chamisa:
— Ojciec twój odpowie za twoje postępki.