Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój ojciec jest już w pustyni, w drodze do proroka — odparł Chamis.
— Więc go złapią i powieszą.
Tu Idrys uznał jednak za stosowne dodać otuchy swym towarzyszom:
— Te sępy, — rzekł — które objedzą ciało z naszych kości, może nie wylęgły się jeszcze. Wiemy, co nam grozi, aleśmy nie dzieci i pustynię znamy oddawna. Ci ludzie (tu wskazał na Beduinów) byli wiele razy w Berberze i wiedzą o takich drogach, któremi biegają tylko gazele. Tam nikt nas nie znajdzie i nikt nie będzie ścigał. Musimy zaiste skręcać po wodę do Bahr-el Jussef, a później do Nilu, ale będziemy to czynili w nocy. Czy myślicie przytem, że nad rzeką niema ukrytych przyjaciół Mahdiego? A ja ci powiem, że im dalej na południe, tem ich więcej, że i całe pokolenia i ich szeikowie czekają tylko pory sposobnej, by chwycić za miecze w obronie prawdziwej wiary. Ci sami dostarczą wody, jadła, wielbłądów — i zmylą pogoń. Zaprawdę, wiemy, że do Mahdiego daleko, ale wiemy i to także, że każdy dzień przybliży nas do owczej skóry, na której święty prorok klęka do modlitw.
— Bismillah! — zakrzyknęli po raz trzeci towarzysze.
I widać było, że powaga Idrysa wzrosła pomiędzy nimi znacznie. Staś zrozumiał, że wszystko stracone, więc, chcąc przynajmniej uchronić Nel od złości Sudańczyków, rzekł: