Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko przysiądz na Koran, że tak jest. Zsiedliśmy z wielbłądów i przysięgli… Mahdi nas rozgrzeszy…
— I pobłogosławi — rzekł Idrys. — Mów, coście następnie uczynili.
— Oto, — ciągnął Beduin — gdyśmy mu przysięgli, powiadam chłopcu tak: »Ale któż nam zaręczy, czy ty sam nie należysz do zbójców, którzy uciekają z białemi dziećmi i zali to nie oni zostawili cię tu, byś wstrzymał pogoń«. I kazałem mu także przysiądz, a on się na to zgodził i tembardziej nam uwierzył. Zaczęliśmy go wypytywać, czy przyszły jakie rozkazy po miedzianym drucie od szeików i czy na pustyni pościg jest urządzony. Powiedział, że tak, że obiecano im wielkie nagrody i że wszystkie khory są strzeżone na dwa dni drogi od rzeki, a po rzece przepływają ciągle wielkie »babury« (parowce) z Anglikami, z wojskiem…
— Nie pomogą »babury«, ani wojsko przeciw sile Allaha i proroka…
— Niech się stanie, jak mówisz!
— A ty powiedz, jak skończyliście z chłopcem?
Jednooki Beduin wskazał swego towarzysza.
— Abu-Anga — rzekł — zapytał go jeszcze, czy w pobliżu niema drugiego strażnika, a gdy odpowiedział, że nie, wówczas pchnął go nożem pod szyję tak nagle, że ów nie wydał żadnego głosu. Wrzuciliśmy go w głęboką szczelinę i przykryliśmy kamieniami i cierniem. W wiosce będą myśleli, że uciekł do Mahdiego, bo mówił nam, że to się trafia.
— Niech Bóg błogosławi tych, którzy uciekają, jak pobłogosławił was — odpowiedział Idrys.