ich jeszcze całe tygodnie drogi, która wkońcu musi jednak wyczerpać siły Nel i przez cały ten czas czeka ich towarzystwo łotrów i morderców. Na wspomnienie tego młodego Araba, którego Beduini zarznęli, jak barana, ogarniał Stasia lęk i żal. Postanowił nie mówić o tem Nel, by nie przestraszać jej i nie powiększać smutku, który odczuwała po zniknięciu złudnego obrazu oazy Fayum i miasta Medinet. Widział przed przybyciem do wąwozu, że mimowoli łzy cisnęły się jej do oczu; przeto, gdy dowiedział się z opowiadania Beduinów wszystkiego, czego chciał, udał, że się rozbudził, i podszedł ku niej. A ona siedziała w kącie przy Dinah i, jedząc daktyle, skrapiała je trochę łzami. Ale, ujrzawszy Stasia, przypomniała sobie, że niedawno uznał jej postępowanie za godne osoby co najmniej trzynastoletniej, więc, nie chcąc pokazać się znów dzieckiem, ścisnęła z całej siły ząbkami pestkę daktyla, aby pohamować łkanie.
— Nel — rzekł chłopak — Medinet — to było złudzenie, ale wiem na pewno, że nas ścigają, więc nie martw się i nie płacz.
Na to dziewczynka podniosła ku niemu załzawione źrenice i odpowiedziała przerywanym głosem:
— Nie, Stasiu… ja nie chcę płakać… tylko mi się tak… oczy pocą…
Ale w tej chwili bródka poczęła się jej trząść, z pod stulonych rzęs wybiegały wielkie łzy i rozszlochała się na dobre.
Że jednak wstyd jej było tych łez i oczekiwała za nie bury od Stasia, więc ze wstydu, a trochę i ze stra-
Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.