ładunków. Jakoż poszło mu to łatwiej, niż myślał. Niby to pilnowano go przy robocie, ale Arabowie poczęli zaraz gadać między sobą i wkrótce zajęli się więcej rozmową, niż dozorem. Ostatecznie ta ich gadatliwość i wrodzone niedbalstwo pozwoliły Stasiowi ukryć w zanadrzu siedem ładunków. Teraz należało się tylko dobrać do sztucera.
Chłopiec sądził, że za Wadi-Halfa, to jest drugą kataraktą, nie będzie to rzeczą zbyt trudną, gdyż przewidywał, że czujność Arabów zmniejszać się będzie w miarę, jak będą bliżej celu. Myśl, że będzie musiał pozabijać Sudańczyków i Beduinów, a nawet i Chamisa, przejmowała go zawsze dreszczem, ale po morderstwie, którego dopuścili się Beduini, nie miał już żadnych skrupułów. Mówił sobie, że przecież chodzi o obronę, o wolność i życie Nel i że wobec tego może nie liczyć się z życiem przeciwników, zwłaszcza, jeśli się nie poddadzą i jeśli przyjdzie do walki.
Ale chodziło o sztucer. Staś umyślił dostać go w ręce podstępem i, gdyby się zdarzyła sposobność, nie czekać aż do Wadi-Halfa, ale dokonać dzieła jak najprędzej.
Jakoż nie czekał.
Przeszły już dwa dni, jak minęli Assuan — i Idrys musiał wreszcie o świcie trzeciego dnia wyprawić Beduinów po żywność, której zbrakło zupełnie. Wobec zmniejszonej liczby przeciwników Staś powiedział sobie: »Teraz, albo nigdy« — i natychmiast zwrócił się do Sudańczyka z następującem pytaniem:
Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.