Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

— Idrysie, gdyby to mówił Gebhr, tobym się nie dziwił, ale o tobie myślałem, że masz więcej rozumu. Z nienabitej strzelby nie wystrzeli i sam wasz Mahdi.
— Milcz — przerwał surowo Idrys. — Mahdi potrafi wystrzelić nawet z palca.
— To strzelaj-że tak i ty.
Sudańczyk popatrzył bystro w oczy chłopca.
— Dlaczego chcesz, żeby ci dać strzelbę?
— Chcę cię nauczyć z niej strzelać.
— Co ci na tem zależy?
— Bardzo wiele, bo jeśli napadną nas rozbójnicy, to mogą wszystkich pozabijać! Ale jeśli się boisz i strzelby i mnie, to mniejsza o to.
Idrys zamilkł. Bał się istotnie, ale nie chciał się do tego przyznać. Zależało mu jednak na tem bardzo, by zapoznać się z bronią angielską, albowiem posiadanie jej i umiejętność użycia podniosłyby jego znaczenie w obozie mahdystów, — nie mówiąc o tem, że, w razie jakiego napadu, łatwiejby było mu się obronić.
Więc po krótkim namyśle rzekł:
— Dobrze. Niech Chamis poda strzelbę, a ty ją wyjmij.
Chamis spełnił obojętnie rozkaz, któremu Gebhr nie mógł się sprzeciwić, albowiem zajęty był opodal przy wielbłądach. Staś wyjął trochę drżącemi rękoma osadę, następnie lufy — i podał je Idrysowi.
— Widzisz, że są puste — rzekł.
Idrys wziął lufy i spojrzał przez nie w górę.
— Tak jest, niema w nich nic.