Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.



XV.

We dwa tygodnie po wyruszeniu z okolic Wadi-Halfa karawana weszła w kraj, zdobyty przez Mahdiego. Przebyli wskok pagórkowatą pustynię Gezire i w pobliżu Chendi, gdzie przedtem Anglicy znieśli doszczętnie Musę uled Helu, wjechali w okolice wcale już do pustyni nie podobne. Piasków ani osypisk nie było tu widać. Jak okiem sięgnąć, rozciągał się step, porośnięty w części zieloną trawą, w części dżunglą, wśród której rosły kępami kolczaste akacye, wydające znaną gumę sudańską, a tu i ówdzie pojedyńcze olbrzymie drzewa nabaku[1], tak rozłożyste, że pod ich konarami stu ludzi mogło znaleźć przed słońcem schronienie. Od czasu do czasu karawana mijała wysokie, podobne do słupów, kopce termitów, czyli termityery, któremi cała podzwrotnikowa Afryka jest zasiana. Zieloność pastwisk i akacyi mile nęciła oczy po jednostajnej, jałowej barwie piasków pustyni.

W miejscach, gdzie step był łąką, pasły się stada

  1. Sisyphus Spina Christi.