nie zaznał i o zarobki było mu łatwo — więc zasępił się mocno.
Poczem jął dalej pytać:
— Jutro przeprowadzisz nas do Omdurmanu?
— Tak jest. Chartum z rozkazu proroka ma być opuszczone i mało kto tam już mieszka. Burzą teraz co większe domy i cegłę wywożą wraz z innymi łupami do Omdurmanu. Prorok nie chce mieszkać w mieście, splamionem przez niewiernych.
— Uderzę mu jutro czołem, a on każe zaopatrzyć mnie w żywność i obroki.
— Ha! jeśli naprawdę należysz do Dangalów, to może będziesz dopuszczony przed jego oblicze. Ale wiedz o tem, że domu jego strzeże dzień i noc stu ludzi, zaopatrzonych w korbacze, i ci nie żałują razów tym, którzyby chcieli wejść bez pozwolenia do Mahdiego. Inaczej tłumy nie dałyby świętemu mężowi ani chwili wypoczynku… Allah! widziałem nawet i Dangalów z krwawemi pręgami na plecach.
Idrysa z każdą chwilą ogarniało większe rozczarowanie.
— Więc wierni — zapytał — nie widują proroka?
— Wierni widują go codzień na placu modlitwy, gdy, klęcząc na owczej skórze, wznosi ręce do Boga, lub gdy naucza tłumy i utrwala je w prawdziwej wierze. Ale dostać się do niego i mówić z nim jest trudno — i kto dostąpi tego szczęścia, wszyscy zazdroszczą mu, albowiem spływa na niego łaska boża, która gładzi poprzednie jego grzechy.
Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.
— 150 —