Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.
—   156   —

te szczątki ludzkie, często do ich ust, lub między wyschnięte żebra.
Staś prowadził Nel tak, by jej zasłonić ten okropny widok, i kazał jej patrzeć w drugą stronę, ku miastu. Ale i od strony miasta działy się rzeczy, które napełniały oczy i duszę dziewczynki przerażeniem. Widok »angielskich« dzieci, wziętych w niewolę, i Saby, prowadzonego na smyczy przez Chamisa, ściągał tłumy, które, w miarę, jak pochód posuwał się do przeprawy, powiększały się z każdą chwilą. Ciżba uczyniła się po pewnym czasie tak wielka, że trzeba było się zatrzymać. Zewsząd ozwały się groźne okrzyki. Straszne tatuowane twarze pochylały się nad Stasiem i nad Nel. Niektórzy z dzikich wybuchali na ich widok śmiechem i uderzali się z radości dłońmi po biodrach, inni złorzeczyli im, niektórzy ryczeli, jak dzikie zwierzęta, wyszczerzając białe zęby i przewracając oczyma, wkońcu poczęto im grozić i sięgać ku nim nożami. Nel, nawpół przytomna, w strachu tuliła się do Stasia, on zaś osłaniał ją, jak umiał, w przekonaniu, że nadchodzi ostatnia dla nich obojga godzina. Na szczęście, ów napór rozbestwionej ciżby sprzykrzył się wkońcu i Tadhilowi. Kilkunastu żołnierzy otoczyło z jego rozkazu dzieci, pozostali zaś poczęli smagać bez miłosierdzia korbaczami wyjące gromady. Zbiegowisko rozproszyło się na przedzie, natomiast tłumy poczęły zbierać się za oddziałem i, wśród dzikich wrzasków, przeprowadziły go aż do łodzi.
Dzieci odetchnęły w czasie przewozu. Staś pocieszał Nel, że, gdy derwisze oswoją się z ich widokiem, wówczas przestaną im grozić — i zapewniał, że Smain będzie