Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.
—   159   —

— Nie jesteś niewolnikiem — odpowiedział Tadhil — i możesz pójść na rynek, gdzie kupcy rozkładają swoje zapasy. Tam dostaniesz suszonego mięsa i czasem dochnu (prosa), ale za grube pieniądze, gdyż, jak ci to mówiłem, głód panuje w Omdurmanie.
— A tymczasem źli ludzie porwą lub zabiją mi dzieci.
— Żołnierze je obronią — a jeśli dasz któremu pieniędzy, to ci chętnie sam pójdzie po żywność.
Idrysowi, który miał większą ochotę brać pieniądze, niż je komukolwiek dawać, nie bardzo podobała się ta rada, ale, nim zdobył się na odpowiedź, łodzie przybiły do brzegu.
Omdurman inaczej przedstawił się dzieciom, niż Chartum. Tam były murowane domy piętrowe, była »mudirya«, to jest pałac gubernatora, w którym zginął bohaterski Gordon, był kościół, szpital, budynki misyjne, arsenał, wielkie koszary dla wojska i pełno większych i mniejszych ogrodów ze wspaniałą podzwrotnikową roślinnością, Omdurman zaś wyglądał raczej na wielkie obozowisko dzikich. Fort, który wznosił się w północnej stronie osady, został z rozkazu Gordona zburzony. Zresztą, jak okiem sięgnąć, miasto składało się z okrągłych stożkowatych chat, skleconych ze słomy dochnu. Wązkie cierniowe płotki oddzielały te budy od siebie i od ulicy. Gdzieniegdzie widać było także namioty, widocznie zdobyte na Egipcyanach. Indziej kilka palmowych mat pod rozpiętym na bambusach kawałkiem brudnego płótna stanowiło całe mieszkanie. Ludność chroniła się pod dachy tylko w czasie deszczu, lub wyjątkowych upałów,