Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.
—   170   —

że sława jego miłosierdzia rozejdzie się wówczas wśród wszystkich białych narodów. Tu dzieją się straszne rzeczy i bez jego opieki zginiecie niezawodnie z głodu, z niewygód, z chorób, lub z ręki szaleńców. Ale musicie sobie go zjednać, a to zależy od ciebie.
— Co mam czynić, panie? — zapytał Staś.
— Naprzód, gdy staniesz przed nim, rzuć się na kolana, a jeśli poda ci rękę, to ją ze czcią ucałuj i błagaj go, by was oboje wziął pod swoje skrzydła.
Tu Grek przerwał i zapytał:
— Czy nikt z tych ludzi nie rozumie po angielsku?
— Nie. Chamis został w szałasie, Idrys i Gebhr rozumieją tylko kilka pojedynczych słów — a inni i tego nie.
— To dobrze. Więc słuchaj dalej, albowiem trzeba wszystko przewidzieć. Otóż Mahdi zapyta cię prawdopodobnie, czy gotów jesteś przyjąć jego wiarę. Odpowiedz na to natychmiast, że tak, — i że na jego widok, od pierwszego rzutu oka, spłynęło na ciebie nieznane światło łaski. Zapamiętaj sobie: »nieznane światło łaski!…« To mu pochlebi i zaliczy cię może do mulazemów, to jest do swych sług osobistych. Będziecie mieli wówczas dostatek i wszelkie wygody, które uchronią was od chorób… Gdybyś postąpił inaczej, naraziłbyś siebie, to małe biedactwo, a nawet i mnie, który chce waszego dobra. Rozumiesz?
Staś zacisnął zęby i nie odrzekł nic, tylko twarz mu skrzepła i oczy zaświeciły ponuro, co widząc, Grek tak mówił dalej: