widocznie dlatego tylko, by zyskać na czasie i pokryć zmieszanie.
A dzielny chłopak, nieodrodny potomek obrońców chrześcijaństwa, prawa krew zwycięzców z pod Chocimia i Wiednia, stał z podniesioną głową, czekając wyroku. Na wychudłych, opalonych przez pustynny wicher policzkach wykwitły mu jasne rumieńce, oczy rozbłysły, a ciałem wstrząsał dreszcz zapału. »Oto — mówił sobie — wszyscy inni przyjęli jego naukę, a jam nie zaparł się wiary, ni duszy«. I lęk przed tem, co mogło i miało nastąpić, przytaił mu się w tej chwili w sercu, a natomiast zalała je radość i duma.
A tymczasem Mahdi postawił tykwę i zapytał:
— Więc odrzucasz moją naukę?
— Jestem chrześcijaninem, jak mój ojciec…
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Kto zamyka uszy na głos boży, — rzekł zwolna zmienionym głosem Mahdi — jest tylko drzewem na opał.
Na to, znany ze srogości i okrucieństwa kalif Abdullahi zabłysnął swymi białymi zębami, jak dziki zwierz, i ozwał się:
— Zuchwała jest mowa tego chłopca, przeto ukarz go, panie, lub pozwól, abym ukarał go ja.
— Stało się! — pomyślał Staś.
Lecz Mahdi pragnął zawsze, by sława jego miłosierdzia rozchodziła się nietylko między derwiszami, ale i w całym świecie, pomyślał więc, że wyrok zbyt surowy, zwłaszcza na małego jeszcze chłopca, mógłby zaszkodzić tej sławie.