głowie. Gebhr ukłuł go nawet boleśnie nożem w łopatkę. Chłopak znosił to wszystko w milczeniu, ochraniając przedewszystkiem swą małą siostrzyczkę i dopiero, gdy jeden z Beduinów pchnął go tak, że omało nie upadł, rzekł im przez zaciśnięte zęby:
— Mamy żywi dojechać do Faszody.
I słowa te powstrzymały Arabów, albowiem bali się przestąpić rozkazu Mahdiego. Jeszcze skuteczniej powstrzymało ich jednak to, że Idrys dostał nagle zawrotu głowy, tak silnego, że musiał wesprzeć się na ramieniu Gebhra. Po chwili zawrót przeszedł, ale Sudańczyk przestraszył się i rzekł:
— Allah! coś ze mną niedobrze! Czy nie chwyta mnie jaka choroba?
— Widziałeś Mahdiego, więc nie zachorujesz — odpowiedział Gebhr.
Doszli wreszcie do szałasów. Staś, goniąc resztkami sił, oddał uśpioną Nel w ręce starej Dinah, która, lubo także niezdrowa, wymościła jednak dla swej panienki dość wygodne posłanie. Sudańczycy i Beduini, połknąwszy po kilka pasków surowego mięsa, rzucili się, jak kloce, na wojłoki. Stasiowi nie dano nic do jedzenia — tylko stara Dinah wsunęła mu w rękę garść rozmoczonej durry, której pewną ilość wykradła wielbłądom. Ale jemu nie było ani do snu, ani do jedzenia.
Brzemię bowiem, które zaciężyło na jego ramionach, było istotnie zbyt ciężkie. Czuł oto, że, odrzuciwszy łaskę Mahdiego, za którą trzeba było zapłacić zaparciem się wiary i duszy, postąpił, jak był powinien, czuł, że ojciec byłby z jego postępku dumny i uszczęśliwiony,
Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.
— 181 —