Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.
—   193   —

lowali na nie — wszelako prawie zawsze bezskutecznie albowiem czujne i chybkie zwierzęta nie dawały się podejść, ani otoczyć.
Żywności wogóle było skąpo, gdyż z powodu wyludnienia kraju nie można było dostać ani prosa, ani bananów, ani ryb, których w dawnych czasach dostarczali karawanom Murzyni z pokoleń Szylluk i Dika, wymieniając je chętnie na paciorki szklane i drut mosiężny. Hatim nie dał jednak dzieciom mrzeć głodem, a co więcej, trzymał krótko Gebhra i, gdy ów raz na noclegu uderzył Stasia przy zdejmowaniu siodeł z wielbłądów, kazał go rozciągnąć na ziemi i wyliczyć mu po trzydzieści razów w każdą piętę bambusem. Okrutny Sudańczyk przez dwa dni mógł chodzić tylko na palcach i przeklinał chwilę, w której opuścił Fayum, i mścił się na młodym, darowanym sobie niewolniku, imieniem Kali.
Staś z początku prawie rad był, że opuścili zapowietrzony Omdurman, i że widzi kraje, o których marzył zawsze. Jego silny organizm wytrzymywał dotychczas doskonale trudy podróży, a obfitsze pożywienie wróciło mu energię. Nieraz znów w czasie drogi i na postojach szeptał do ucha siostrzyczce, że uciec można i z nad Białego Nilu i że wcale nie zaniechał tego zamiaru. Lecz niepokoiło go jej zdrowie. Po trzech tygodniach od dnia wyjazdu z Omdurmanu Nel nie zapadła wprawdzie jeszcze na febrę, ale twarz jej schudła i, zamiast opalić się, stawała się coraz przezroczystsza, a jej małe rączki wyglądały jakby ulepione z wosku. Nie brakło jej starań, ani nawet takich wygód, jakie Staś i Dinah mogli jej przy pomocy Hatima za-