Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.
—   233   —

pieczeństwach, które groziły mu w powrotnej drodze — w nocy.
Jakoż niebawem noc zapadła. Kali i Mea urządzili zeribę, rozpalili ogień i zajęli się wieczerzą — Saba nie wracał.
Nel strapiona była coraz więcej i wkońcu zaczęła płakać.
Staś zmusił ją nieledwie, żeby się położyła, obiecując, że będzie czekał na Sabę, a jak tylko się rozwidni, pójdzie sam go szukać i przyprowadzi. Nel poszła wprawdzie pod namiot, ale co chwila wychylała główkę z pod jego skrzydeł, pytając, czy pies nie wrócił. Sen zmorzył ją dopiero po północy, gdy Mea wyszła, by zastąpić Kalego, który czuwał nad ogniem.
— Czemu córka księżyca płakać? — zapytał Stasia młody Murzyn, gdy obaj pokładli się do snu na czaprakach. — Kali tego nie chce.
— Żal jej Saby, którego bawół pewno zabił.
— A może nie zabił — odrzekł czarny chłopak.
Poczem umilkli i Staś zasnął głęboko. Było jednak jeszcze ciemno, gdy się obudził, albowiem począł mu dokuczać chłód. Ogień przygasł. Mea, która miała go pilnować, zdrzemnęła się i od pewnego czasu przestała dorzucać chróstu na węgle.
Wojłok, na którym spał Kali, był pusty.
Staś sam dorzucił paliwa, poczem trącił Murzynkę i spytał:
— Gdzie jest Kali?
Chwilę patrzyła na niego nieprzytomnie, poczem, roztrzeźwiwszy się należycie, rzekła: