Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.
—   241   —

— Będę inżynierem, albo marynarzem, albo, jeśli w Polsce będzie wojna, to pojadę się bić, jak mój ojciec.
Ona zaś spytała niespokojnie:
— Ale wrócisz do Port-Saidu?
— Pierwej musimy tam powrócić oboje.
— Do tatusia! — odpowiedziała dziewczynka.
I oczy jej zamgliły się smutkiem i tęsknotą. Na szczęście nadleciało w tej chwili stadko prześlicznych papug, szarych, z różowemi głowami i z różową podszewką pod spodem skrzydeł. Dzieci zapomniały natychmiast o poprzedniej rozmowie i poczęły śledzić oczyma ich lot.
Stadko zakręciło nad grupą euforbii i spadło na rosnący opodal sykomor, wśród którego gałęzi rozległy się zaraz głosy, podobne do gadatliwej narady, lub kłótni.
— To są papugi, które najłatwiej uczą się mówić — rzekł Staś. — Gdy zatrzymamy się gdzie na dłużej, postaram się złapać taką dla ciebie.
— O Stasiu! Dziękuję! — odpowiedziała z radością Nel. — Będzie się nazywała Daisy…
Tymczasem Mea i Kali, naobcinawszy owoców z chlebowca, obładowali nimi konie, i mała karawana ruszyła dalej. Po południu zaczęło się jednak znów chmurzyć i chwilami przelatywały krótkie dżdże, napełniając wodą wszystkie załamy i wgłębienia gruntu. Kali przepowiadał wielką ulewę, więc Stasiowi przyszło do głowy, że wąwóz, który zacieśniał się znów coraz bardziej, nie będzie dość bezpiecznem na noc schronieniem,