Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/281

Ta strona została uwierzytelniona.
—   273   —

a potem dopiero go zabić. Wreszcie jednak »Bwana Kubwa« kazał im przestać, gdyż słońce zniżyło się już mocno i czas był rozpocząć budowę zeriby. Na szczęście, nie była to rzecz trudna, albowiem dwa boki trójkątnego cypla były zupełnie niedostępne, tak, że należało tylko zagrodzić trzeci. Akacyi z okrutnymi kolcami nie brakło także.
Nel nie odstępowała ani na krok od wąwozu i, siedząc w kucki nad jego brzegiem, oznajmiała zdala Stasiowi, co słoń robi, i raz wraz rozlegał się jej cienki głosik:
— Szuka koło siebie trąbą!
Albo:
— Rusza uszami. Ogromne ma uszy!
A wreszcie:
— Stasiu! Stasiu! — wstaje! Oj!
Staś zbliżył się szybko i chwycił Nel za rękę. Słoń wstał rzeczywiście i teraz dopiero dzieci mogły przypatrzyć się jego ogromowi. Widziały one poprzednio kilka razy wielkie słonie, które przez kanał Sueski przewożono na okrętach z Indyi do Europy, ale żaden z nich nie mógł się porównać z tym kolosem, który istotnie wyglądał, jak wielka, szyfrowej barwy skała, chodząca na czterech nogach. Różnił się także od tamtych niezmiernymi kłami, które dochodziły do pięciu lub więcej stóp długości i, jak to zauważyła już Nel, bajecznemi wprost uszami. Przednie jego nogi były bardzo wysokie, ale stosunkowo cienkie, czego przyczyną był zapewne post wielodniowy.
— Oto liliput! — zawołał Staś. — Gdyby wspiął