skawszy przytomności. Staś opłakał go szczerze, poczem obaj z Kalim zanieśli go do poblizkiej wązkiej jaskini, której otwór założyli cierniem i kamieniami.
Małego Nasibu zabrał Staś do Krakowa, Kalemu zaś kazał pilnować na miejscu zapasów i palić nocami przy śpiących wielki ogień. Sam krążył ciągle między dwoma wąwozami, przewożąc toboły, broń, a szczególniej ładunki do remingtonów, z których to ładunków wydobywał proch i urządzał minę dla rozsadzenia skały, zamykającej Kinga. Szczęściem zdrowie Nel po codziennych dawkach chininy poprawiło się znacznie, a większa rozmaitość pokarmów wzmocniła jej siły. Staś opuszczał ją jednak zawsze niechętnie i z obawą, a odjeżdżając, nie pozwalał jej wychodzić z drzewa i zamykał otwór kolczastemi gałęziami akacyi. Musiał jednak z powodu nawału zajęć, jakie na niego spadły, zostawiać ją pod opieką Mei, Nasibu i Saby, na którego zresztą liczył najwięcej. Wolał po kilkanaście razy na dzień jeździć po toboły do obozu Lindego, niż zostawiać dziewczynkę samą na dłużej. Spracował się też okrutnie, ale żelazne jego zdrowie wytrzymywało wszelkie trudy. Jednakże dopiero po dniach dziesięciu toboły były rozdzielone, mniej potrzebne pochowane w jaskiniach, potrzebniejsze dostawione do Krakowa, — konie sprowadzone również na cypel, a na koniach przewieziono sporą ilość remingtonów, które miał ponieść King.
Przez ten czas w obozie Lindego raz wraz któryś ze śpiących Murzynów zrywał się w przedśmiertnym paroksyzmie choroby, uciekał w dżunglę i już nie powracał. Byli jednak tacy, którzy umierali na miejscu,
Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/361
Ta strona została uwierzytelniona.
— 353 —