konie, ale nawet i King, tak, że nad rozkołysaną zieloną powierzchnią widać było tylko biały palankin, który posuwał się naprzód, jakby statek na jeziorze. Po godzinie drogi na niewielkiej suchej wyniosłości, wznoszącej się na wschód od góry Lindego, trafili na olbrzymie osty[1], mające łodygi grubości pni drzewnych, a kwiaty tak wielkie, jak głowa ludzka. Na zboczach niektórych wzgórz, które z daleka wydawały się jałowe, widzieli wrzosy wysokie na osiem metrów[2]. Inne rośliny, które w Europie należą do najdrobniejszych, przybierały tu odpowiednie do ostów i wrzosów,rozmiary, a olbrzymie pojedyńcze drzewa, wznoszące się nad dżunglą, wyglądały istotnie, jak kościoły. Szczególniej figowce, zwane »daro«, których płaczące gałęzie, zetknąwszy się z ziemią, zmieniają się w nowe pnie, pokrywały ogromne przestrzenie, tak, że każde drzewo tworzyło jakby osobny gaj.
Kraina, zdala widziana, wydawała się jak jeden las; z blizka jednak pokazywało się, że wielkie drzewa rosną co kilkanaście, czasem co kilkadziesiąt kroków. W północnej stronie widać ich było nawet bardzo mało i okolica przybierała charakter górskiego stepu, pokrytego równą dżunglą, nad którą wznosiły się tylko parasolowate akacye. Trawy były tam bardziej zielone, mniejsze i widocznie lepsze jako pasza, albowiem Nel z grzbietu Kinga, a Staś z wyniosłości, na które wje-