Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/391

Ta strona została uwierzytelniona.
—   383   —

Staś liczył poprostu na to, że, jeśli trafią na lud Wa-himów, to wyćwiczy kilkudziesięciu wojowników w strzelaniu, a następnie skłoni ich wielkiemi obietnicami, by towarzyszyli mu aż do Oceanu. Ale Kali nie miał żadnego pojęcia o tem, gdzie mieszkają Wa-hima, a Linde, który coś o nich zasłyszał, nie mógł również ani wskazać drogi do nich, ani oznaczyć dokładnie miejscowości, przez nich zajętej. Linde wspominał o jakiemś wielkiem jeziorze, o którem wiedział tylko z opowiadań, a Kali twierdził napewno, że z jednej strony tego jeziora, które nazywał Bassa-Narok, mieszkają Wa-hima, z drugiej Samburu. Otóż Stasia trapiło to, że w geografii Afryki, której w szkole w Port-Saidzie uczono bardzo dokładnie, nie było o takiem jeziorze żadnej wzmianki. Gdyby mówił mu o niem tylko Kali, przypuszczałby, że to jest Wiktorya-Nyanza, ale nie mógł mylić się w ten sposób Linde, który szedł właśnie od Wiktoryi na północ, wzdłuż gór Karamoyo, i z wieści, zasiągniętych od mieszkańców tychże gór, doszedł do wniosku, że to tajemnicze jezioro leży dalej na wschód i północ. Staś nie wiedział, co o tem wszystkiem myśleć, a natomiast obawiał się, że może na jezioro i Wa-himów całkiem nie trafić; obawiał się także dzikich szczepów, bezwodnych dżungli, nieprzebytych gór, muchy »tse-tse«, która zabija zwierzęta, bał się śpiączki, febry dla Nel, upałów i tych niezmiernych przestrzeni, które dzieliły ich jeszcze od Oceanu.
Lecz po opuszczeniu góry Lindego nie pozostawało nic innego, jak iść naprzód, ciągle na wschód i na wschód. Linde mówił wprawdzie, że jest to podróż nad siły na-