Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/445

Ta strona została uwierzytelniona.
—   437   —

takie same, jakie Staś słyszał w pierwszej wiosce murzyńskiej, ale tym razem skierowane nie przeciw niemu, lecz domagające się śmierci jeńców za zabicie Fumby. Bębny poczęły warczeć. Wojownicy uformowali się w długi zastęp, po trzech ludzi w szeregu, i rozpoczęli taniec wojenny naokół Stasia, Kalego i trupa Fumby.
— Oa, oa! yach, yach! — powtarzały wszystkie głosy; głowy kiwały się jednostajnymi ruchami w prawo i lewo, połyskiwały białka oczu, a ostrza dzid migotały w porannem słońcu.
Kali podniósł się i, zwróciwszy się do Stasia, rzekł:
— Pan wielki przywieźć do bomy bibi i zamieszkać w chacie Fumby. Kali być królem Wa-himów, a pan wielki królem Kalego.
Staś skinął głową na znak zgody, ale pozostał jeszcze przez kilka godzin, ponieważ i jemu i Kingowi należał się wypoczynek.
Wyjechał dopiero pod wieczór. Przez czas jego nieobecności ciała poległych Samburu zostały uprzątnięte i powrzucane w poblizką głęboką przepaść, nad którą zakotłowały się zaraz stada sępów; czarownicy poczynili przygotowania do pogrzebu Fumby, a Kali objął władzę jako jedyny pan życia i śmierci wszystkich poddanych.
— Czy wiesz, kto to jest Kali? — zapytał Staś dziewczynki w powrotnej drodze z Lueli.
Nel spojrzała na niego ze zdziwieniem.