Tak mówiąc, założył ręce na głowę — po chwili zaś wyszeptał:
— Kali bardzo kochać pana wielkiego i bibi — bardzo.
I dwie wielkie łzy zaświeciły mu w oczach.
Staś zawahał się, jak ma postąpić. Było mu Kalego żal, jednakże nie zgodził się odrazu na jego prośbę. Rozumiał, że — nie mówiąc już o niebezpieczeństwach powrotu — jeśli M’Tana lub czarownicy zbuntują Murzynów, wtedy chłopcu zagrozi nie tylko wypędzenie z kraju, ale i śmierć.
— Lepiej będzie dla ciebie zostać, — rzekł — bez porównania lepiej!
Lecz w czasie, gdy to mówił, weszła Nel, która przez cienką matę, przedzielającą komory, słyszała doskonale całą rozmowę, i, ujrzawszy teraz łzy w oczach Kalego, poczęła je paluszkami ścierać z jego rzęs, a następnie zwróciła się do Stasia.
— Kali pójdzie z nami — rzekła z wielką stanowczością.
— Oho! — odpowiedział nieco urażony Staś — to nie zależy od ciebie.
— Kali pójdzie z nami! — powtórzyła.
— Albo nie pójdzie.
Nagle tupnęła nóżką.
— Ja chcę!
I sama rozpłakała się serdecznie.
Staś spojrzał na nią z największem zdziwieniem, jakby nie rozumiejąc, co się stało tak zawsze dobrej i łagodnej dziewczynce, lecz widząc, że obie piąstki
Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/456
Ta strona została uwierzytelniona.
— 448 —