Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/457

Ta strona została uwierzytelniona.
—   449   —

wsadziła w oczy, a w otwarte usta łowi, jak ptaszek, powietrze, począł wołać z wielkim pośpiechem:
— Kali pójdzie z nami! — pójdzie! pójdzie! Czego płaczesz? — Jaka nieznośna! Pójdzie! A to mnie pozbadła! — pójdzie — słyszysz?

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

I tak się stało. Staś wstydził się aż do wieczora swej słabości dla »dobrego Mzimu«, a dobre Mzimu, postawiwszy na swojem, było tak ciche, łagodne i posłuszne, jak zawsze.