— One stoją na dnie, a to końce trąb — ozwał się Staś, nie wierząc własnym oczom.
Poczem zawołał na Kalego:
— Kali! widziałeś?
— Tak, panie, Kali widzieć, to są słonie wodne[1] — odpowiedział spokojnie młody Murzyn.
— Słonie wodne?
— Kali widzieć je nieraz.
— I one żyją w wodzie?
— W nocy wychodzić w dżunglę i paść się, a w dzień mieszkać w jeziorze, tak, jak kiboko (hipopotamy). One wyjść dopiero po zachodzie słońca.
Staś długo nie mógł ochłonąć ze zdziwienia i, gdyby nie to, że pilno było mu w drogę, byłby zatrzymał karawanę aż do wieczora, by lepiej przypatrzyć się osobliwym zwierzętom. Ale przyszło mu do głowy, że słonie mogą wynurzyć się po przeciwnej stronie jeziora, a choćby wyszły gdzie bliżej, trudno będzie przyjrzeć się im po ciemku dokładniej.
Dał więc znak do odjazdu, ale po drodze mówił do Nel:
— No! widzieliśmy coś takiego, czego nie widziały nigdy oczy żadnego Europejczyka. I wiesz, co myślę? — że jeśli dojdziemy szczęśliwie do Oceanu, to
- ↑ Afryka posiada dużo niezbadanych tajemnic. Pogłoski o słoniach wodnych obijały się oddawna o uszy podróżników, ale nie chciano im wierzyć. W ostatnich czasach Muzeum historyi naturalnej w Paryżu wysłało pana Le Petit, który zobaczył słonie wodne w Kongo nad brzegiem jeziora Leopolda. Donosi o tem niemieckie pismo »Kosmos« Nr. 6.