i pragnienie mniej wówczas dokucza, niż pod palącemi promieniami słońca, i ponieważ ludzie dostali jeszcze rano po niewielkiej ilości wody, przeto Staś kazał zachować owe worki na dzień jutrzejszy. Murzyni szemrali przeciw temu rozporządzeniu, ale strach przed Stasiem był jeszcze zbyt wielki, więc nie śmieli rzucić się na ten ostatni zapas, zwłaszcza, że stanęło przy nich na straży dwóch ludzi zbrojnych w remingtony, którzy mieli się zmieniać co godzina.
Wa-himowie i Samburu oszukiwali pragnienie, wyrywając źdźbła nędznych traw i żując ich korzonki, jednakże nie było w nich prawie nic wilgoci, gdyż nieubłagane słońce wypiło ją nawet z głębi ziemi[1].
Sen lubo nie gasił pragnienia, pozwalał przynajmniej o niem zapomnieć, więc, gdy nastała noc, znużeni i wyczerpani całodziennym pochodem ludzie popadali, jak nieżywi, gdzie który stał, i zasnęli głęboko. Staś zasnął także, ale w duszy za dużo miał trosk i niepokoju, by mógł spać spokojnie i długo. Po kilku godzinach rozbudził się i począł rozmyślać o tem, co dalej będzie i skąd wziąć wody dla Nel i dla całej karawany, razem z ludźmi i zwierzętami? Położenie było ciężkie, a nawet może i straszne, ale zaradny chłopak nie poddawał się jeszcze rozpaczy. Począł sobie przypominać wszelkie wypadki, począwszy od porwania ich z Fayumu aż do tej chwili: więc pierwszą olbrzymią podróż
- ↑ O bezwodnych równinach w tych stronach zobacz znakomitą książkę ks. Le Roy, obecnie biskupa Gabonu, pod tytułem »Kilima-Ndżaro«.