Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/476

Ta strona została uwierzytelniona.
—   468   —

waną roztoczyła teraz skrzydła śmierć, jak jastrząb nad stadem gołębi.
Kali przypomniał sobie po niewczasie, że, mając myśl stroskaną i zajętą czem innem, zapomniał kazać związać czarowników, jak to od czasu ich ucieczki przykazywał czynić co wieczór. Widoczne też było, że dwaj strzelcy, strażujący przy wodzie, przez wrodzoną Murzynom niedbałość pokładli się i zasnęli. To ułatwiło łotrom robotę i pozwoliło im zbiedz bezkarnie.
Zanim zamieszanie uspokoiło się cokolwiek i ludzie ochłonęli z przerażenia, upłynęło sporo czasu, jednakże zbrodniarze nie musieli być daleko, gdyż ziemia pod rozciętymi workami była wilgotna i krew, która wypłynęła z obu pomordowanych, nie stężała jeszcze zupełnie. Staś wydał rozkaz ścigania zbiegów, nie tylko dlatego, by ich ukarać, ale i dlatego, by odzyskać dwa ostatnie worki wody. Kali, dosiadłszy konia i wziąwszy z sobą kilkunastu strzelców, ruszył w pogoń. Stasiowi, który w pierwszej chwili chciał w niej wziąć udział, przyszło na myśl, że nie można zostawiać Nel samej wobec rozdrażnienia i wzburzenia Murzynów, więc został. Polecił tylko Kalemu zabrać ze sobą Sabę.
Sam został, albowiem obawiał się wprost buntu — szczególniej ze strony Samburów. Ale w tem się pomylił. Murzyni wogóle wybuchają łatwo i czasem z błahych powodów, ale gdy przyciśnie ich wielka niedola, a zwłaszcza, gdy zacięży nad nimi nieubłagana ręka śmierci, poddają się jej biernie, nietylko ci, których islam nauczył, że walka z przeznaczeniem jest próżna, ale wszyscy. Wówczas ni trwoga, ni męczarnie chwil