Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/483

Ta strona została uwierzytelniona.
—   475   —

na ciałach, zsychając się i kurcząc, poczęła ich swędzić; w kościach odczuwali jakiś niesłychany niepokój, a we wnętrznościach i gardzielach ogień. Niektórzy chodzili niespokojnie między pakunkami, innych widać było dalej, w czerwonych promieniach zachodzącego słońca, jak kręcili się jeden za drugim wśród suchych kęp, jakby czegoś poszukując — i trwało to dopóty, dopóki siły ich nie wyczerpały się zupełnie. Wówczas padali kolejno na ziemię, ale leżeli w drgawkach. Kali siadł w kucki przy Stasiu i Nel, łowiąc otwartemi ustami powietrze, i jął powtarzać błagalnie między jednym oddechem a drugim:
— Bwana Kubwa, wody!
Staś patrzał na niego szklanym wzrokiem i milczał.
— Bwana Kubwa, wody!
A po chwili:
— Kali umierać…
Wtem Mea, która z niewiadomych przyczyn najłatwiej znosiła pragnienie i najmniej cierpiała ze wszystkich, zbliżyła się, siadła koło niego i, objąwszy ramieniem jego szyję, ozwała się cichym, melodyjnym głosem:
— Mea chce umrzeć razem z Kalim…
Nastało długie milczenie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Tymczasem słońce zaszło i noc pokryła okolicę. Niebo uczyniło się granatowe. W południowej jego stronie rozbłysnął Krzyż. Nad równiną zamigotały roje