Gdy słucham poezyi, gdy patrzę na piękny posąg, piękną świątynię lub obraz, czuję, że ogarniam to, co widzę w całości, i że w moim zachwycie mieści się to wszystko, co te rzeczy dać mogą. Ale gdy słucham muzyki, otwierają się przedemną coraz nowe piękności i rozkosze. Biegnę za niemi, chwytam je — lecz zanim przyjmę je w siebie, napływają znów nowe i nowe zupełnie jak fale morskie, które idą w nieskończoności. Więc muzyka jest jak morze. Stoimy na jednym brzegu i widzimy dal, ale drugiego brzegu dojrzeć niepodobna. Muzyka odkrywa coraz to nowe królestwa, nowe góry i morza i nowe rozkosze. Najczęściej człowiek nazwać ich nie umie, ni pojąć umysłem — czuje je tylko. Czuje bogów, widzi Olimp. Jakiś wiatr nadziemski wieje na niego, spostrzega, jak we mgle, jakieś wielkości niezmierzone, a spokojne i tak jasne, jak wschód słońca... Sferos cały gra w okół; człowiek wtedy czuje się małym jak proch.
Dlaczego zbrodnia, choćby była potężna, jak Cezar i pewna, jak on, bezkarności, stara