Nazajutrz Cywiński i Marek, przyszedłszy o wczesnej godzinie do Kajetana, zeszli się z młodym klerykiem, który przyniósł kopertę od prymasa.
W kopercie były pożądane dyspensy, jednakże szambelan August, obejrzawszy swoją, wpadł w jak najgorszy humor, gdyż mógł wprawdzie na mocy tego dokumentu wstąpić w związki małżeńskie z panną Klarybellą wnet po powrocie do Różyc, ale zarazem znalazł na odwrotnej stronie dopisek, który go dotknął do tego stopnia, że, zamiast rzecz utaić, rzucił dokumentem o podłogę. Stojący najbliżej Marek podniósł ze zdziwieniem kartę, przeczytał ją, nim szambelan zdążył mu ją odebrać, i skutkiem tego dopisek stał się wiadomy.
Ksiądz biskup Krasicki przypomniał sobie widocznie na chwilę dawne wesołe czasy, pełne konceptów, przymówek i dowcipów, albowiem pozwolenie na ślub bez zapowiedzi opatrzył złośliwym czterowierszem, którego nie zawahał się, dzięki ówczesnej foldze obyczajów, umieścić na dokumencie kościelnym:
„Posyłam ci dyspensę, mości szambelanie,
A ty — wierz mi — pośpieszaj, póki sił ci stanie,
Boć igraszka to losu okrutnie niemiła,
Gdy żądza pozostaje, a odchodzi siła“.
Cywiński i Marek poczęli się uśmiechać, lecz Kajetan zmarszczył brwi, bo chociaż szło mu o dobre stosunki z biskupem i chociaż sam uznawał niestosowność spóźnionych amorów, jednakże zabolało go mocno szyderstwo z ojca. Samego szam-