wiecki — ale w tym kraju dzieją się dziwne rzeczy. Francuzi biją kajzerlików, przewracają małych tyranów i niosą Włochom wolność. I byłoby wszystko dobrze, gdyby nie to, że zarazem depcą świętości, które ten naród czci... Więc tam, gdzie zawiał wiatr rewolucyjny, w wielkich miastach, gdzie zagnieździła się masonerja, gdzie wychodzą gazety, a ludność rwie się do swobody, tam radośnie witają trójkolorowy sztandar. Ale inni, a bogdaj tych więcej, nie chcą o nim słyszeć.
— Zwłaszcza, że Dyrektorjat nasyła złodziei-dostawców, którzy krzywdzą wojsko, a ludność obdzierają ze skóry — wtrącił Nadolski.
— A Rzeczpospolita Cyzalpińska? — zapytał Cywiński.
— Rzeczpospolita Cyzalpińska, to poprostu prowincja francuska. Francuzom ona potrzebna, bo z niej grożą całej Italji. Oczywiście i we Włoszech chodzi o nią patrjotom, chodzi ludziom oświeconym, chodzi tym, którzy piastują urzędy, chodzi nieprzyjaciołom Austrji, a przyjaciołom wolności. Natomiast spytaj waćpan chłopów, co o niej myślą, posłuchaj, co mówi motłoch, taki właśnie, jaki w Weronie wycinał Francuzów i naszych po szpitalach, spytaj księży, spytaj arystokratów, a obaczysz, co ci odpowiedzą. Wolność to dobra potrawa, ale gdy się ją gwałtem wpycha w gardło, prędko obrzydnie. Były już insurekcje chłopskie, które tłumił Strzałkowski, była insurekcja w Weronie i będą jeszcze inne. Pożal się Boże tej krwi, a i nam żal ją rozlewać... Lud przywykł do swego jarzma, do swych
Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.