Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

małych tyranów, ba, nawet do Austrjaków. Myśl o wielkiej, wolnej ojczyźnie włoskiej może tu całkiem nie umarła, ale usnęła i śpi...
— Budzi ją jenerał Buonaparte! — zawołał Cywiński.
— A mnie tymczasem chłop odstrzelił wąs — mruknął Nadolski.
Drzewiecki zaś powtórzył:
— Budzi ją Buonaparte, ale tymczasem oddał tę oto Wenecję Austrjakom.
Umilkli i zwrócili się ku kościołowi, albowiem w tej chwili orkiestra poczęła grać hymn austrjacki i przed fasadą zapalono ognie bangalskie. W oślepiających blaskach rozbłysły tem bardziej złocenia i mozaiki. Kolumny kościelne zdały się być uczynione nie z marmuru i porfiru, ale z czerwonego i zielonego światła. Zabarwiły się też na różowo i zielono zestrachane gołębie, latające nad świątynią. W różnych stronach placu kilkanaście głosów zakrzyknęło: „Evviva Austria!“ ale tłum pozostał posępny, głosy nie znalazły echa i umilkły, jakby zawstydzone.
— Jakiż to cios był dla patrjotów, to oddanie Niemcom Wenecji — ozwał się Marek.
— Był i dla nas — odpowiedział Drzewiecki. — Myśleliśmy, że gdy Buonaparte zgniecie Austrję tak, jak zgniótł jej armję, to pójdziemy do Galicji. A tymczasem, on dał Austrji, czego przedtem nie miała. Waćpanowie nie potraficie sobie wyobrazić, jaka była między nami konsternacja. Dąbrowski, Kniaziewicz i Wielhorski puszczali sobie krew. Nie-