Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

do Austrji. Po spotkaniu sądziłby nas sąd austrjacki, na co wraz ze mną nie zechcecie się zgodzić. Ale w Weronie forty za Adygą są jeszcze w rękach Francuzów, a ja prócz tego mam do komendanta zlecenie od mojej władzy. Jeśli wola, to udamy się do Werony, a tam komendant wyznaczy świadków mnie i wam.
— Chcieliśmy, obywatelu, to samo ci zaproponować.
To rzekłszy, podnieśli palce do kapeluszy i wyszli. Cywiński i Marek przedstawili się Bogusławskiemu, który uścisnął im dłonie, poczem przysiadł się do ich stolika i rzekł:
— Raz jeszcze przepraszam waćpanów, że nie przyjąłem ich jako sekundantów. Jesteście ludzie młodzi i zapewne porywczy. Przy układaniu warunków, które, niestety, muszą być ciężkie, łatwo mogłoby przyjść do kłótni między wami a świadkami moich przeciwników. Wówczas sprawa przybrałaby charakter zajścia między Polakami a Francuzami. Tego trzeba uniknąć. Stosunek między naszą legją a armją francuską jest jak najlepszy i powinien taki pozostać. Ja zniewagi nie daruję, jako Polak, i zapłacę za nią, albo ich krwią, albo życiem własnem, ale wystąpię tylko jako wojskowy, którego znieważyli inni wojskowi. W Weronie zażądam od komendanta fortu, by sam wyznaczył mi sekundantów, i oczywiście wyznaczy mi Francuzów. Wobec tego, co się ma stać, tak będzie lepiej.
Ostatnie słowa wypowiedział Bogusławski jakby ze smutkiem, ale drgała w nich i pewna groźba.