Dostrzegli więc, że wśród kolegów oficerów więcej ceniono Bogusławskiego, niż lubiono. Żołnierze szanowali go tak, jak żadnego innego zwierzchnika, ale także nie otaczali go przywiązaniem, albowiem głównem uczuciem, jakie w nich wzbudzał, była obawa. Przez pewien instynkt, który trafnie odgaduje duszę ludzką, przezwali go „Pustelnikiem“ i straszyli się nim wzajemnie. Dość było sierżantowi powiedzieć: „Pustelnik cię obaczy“, by powściągnąć każdy wybryk, lub zapobiec niedbalstwu żołnierza. Jakoż trzecia kompanja, którą dowodził Bogusławski, była wzorem dla całego bataljonu. W żadnej innej bagnety, lufy karabinów i guziki nie połyskiwały tak świetnie, w żadnej granat mundurów nie zachował się lepiej, w żadnej żołnierz nie okazywał tyle sprawności w mustrze i — jak się to okazało przy szturmie Werony — tyle uporczywości w boju.
Jedna tylko kompanja Nadolskiego mogła z trzecią iść w zawody, ale i Nadolski krzykiem, djabłami, piorunami i „psiąkrwią“ nie umiał tyle wydobyć z żołnierza, ile Bogusławski każdem dłuższem spojrzeniem swych dziwnych i strasznych oczu.
Żołnierze, nie kochając go, mieli w nim jednak ufność nieograniczoną. Powszechne było przekonanie, że „Pustelnik“ wszystko wie, wszystko umie, wszystko rozumie i że, gdyby zrobiono go jenerałem, „toby sprał Niemców, jak się patrzy“. Od niego tylko zależało pozyskać i wielką miłość tych prostych serc, albowiem nie było między oficerami nikogo, ktoby więcej dbał o żołnierza. Marek i Cy-
Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.