którzy usiłują sobie coś przypomnieć, jął deklamować:
„Ma bergère, j’ai beau chercher,
Je ne viens sur ma conscience.
De grâce, faites-moi pécher!
Après, je ferai pénitence...“
Poczem rad, że wiersza nie zapomniał, uśmiechnął się, wyciągnął nogi i oddał się marzeniom...
Kajetan chodził po pokoju i rozmyślał. Przyszło mu do głowy, że gdyby jenerał Dąbrowski potrzebował kogoś do pisania odezw, do raportów dla Dyrektorjatu, do korespondencji z władzami we Włoszech, to jednak możeby go użył w kancelarji, a on, nie nadając się z powodu krótkiego wzroku do szeregów, zmyłby swą gorliwą i patrjotyczną służbą plamę, jaką na rodzinę rzuciła Targowica i zachowanie się ojca w czasie wojny kościuszkowskiej. Miał zamiar wyjechać w każdym razie. Marzył o jakimś uniwersytecie zagranicznym, w którym mógłby nie jako szambelan jego eks-królewskiej mości, ale jako zwykły słuchacz, oddać się studjom naukowym.
Szambelaństwo, które ojciec wyrobił mu zapomocą kobiet i księcia podkomorzego, jako całkiem niedowarzonemu kawalerowi, ciężyło mu oddawna, a od wojny kościuszkowskiej stało mu się wprost wstrętne. To też po ukończeniu wojny, w czasie której ojciec wyprawił go do Londynu do Tadeusza Bukatego, wrócił do kraju i osiadł w Różycach, gdzie, po spaleniu pałacu w Birkowie, mieszkał i stary szambelan. Marek był wówczas nieobecny,