Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

dziła się w nim chęć, by złożyć na ołtarzu ofiarnym własne uczucia i wyrzec sie wszelkiej myśli o Klarybelli. Ale zrozumiał jednak, że byłoby to bardzo skromne poświęcenie, albowiem stałoby się wielkiem tylko w takim razie, gdyby to on sam, a nie szambelan miał się z nią żenić. Przemknęła mu nawet przez głowę myśl zapisania Różyc na wypadek swej śmierci pannie Klarybelli, by ją uwolnić tym sposobem od małżeństwa ze stryjem, i postanowił wspomnieć o tem Kajetanowi, choć czuł i obawiał się, że Kajetan go wyśmieje.
Lecz dalszą grę wyobraźni zmącił mu widok zaprzężonej w czwórkę karety, która nadjeżdżała zprzeciwka. Siedział w niej, widny przez zwierciadlane szyby, szambelan August, w białej upudrowanej peruce, wyróżowany, wystrojony, podobny do woskowej figury, odmłodzony, piękny. Jechał do Leżnicy. Spostrzegłszy Marka, przymrużył oczy, podniósł wgórę dłoń, kiwnął nią protekcjonalnie, uśmiechnął się z triumfem i przejechał. „Jaki wspaniały!“ — pomyślał Marek — i narazie ogarnął go gniew, lecz w chwilę później zmienił się w złośliwe zadowolenie. „Cokolwiek się stanie, jakkolwiek rzeczy się obrócą, nie zazdroszczę stryjowi ni jego triumfów, ni małżeństwa“. Nagle szambelan wydał mu się istotą godną politowania, a jego przyszłe życie, czy z Klarybellą, czy bez niej, jakąś śmieszną i zarazem smutną komedją.
Po spotkaniu stryja chciał jechać do Zagnania, ale poczuwszy, że jest ogromnie głodny, pojechał do Różyc. W Różycach zastał Kajetana, który przed