ale i magnaci. Wiesz przecie, jak to bywa u nas w Polsce. Tacy bogaci krewni znajdą zawsze dla uboższych — choćby przez pychę rodową — czyto jaką rezydencję, czy jaki folwark dzierżawny, czy jakąś intratę, a w ostatecznym razie dadzą u siebie mniej więcej wygodny przytułek. Ludzie o znacznych nazwiskach nie umierają u nas dotychczas z głodu. Takie czasy może nadejdą, ale jeszcze nie nadeszły. Nie, mój drogi! Tu nie o dach nad głową i nie o chleb chodzi, ale o wygody, o woskowane posadzki, o miękkie karła, o złocone trumeaux, o służbę w liberji i zbytkowne pokoje. Klarybella do takiego życia przywykła i nie umie się z niem rozstać i dlatego, nie zaś dla chleba, poświęca swego legjonistę. A przychodzi jej to tem łatwiej, że on może już i leży pod jakim cyprysem we Włoszech.
Marka uderzyły te słowa, gdyż wyczuł w nich niemiłą i niemiłosierną prawdę. Jednakże wystąpił jeszcze w obronie Klarybelli.
— Ona to czyni nie dla siebie — rzekł.
— A kto będzie mieszkał w pałacu różyckim, a potem w birkowskim?
— A jednak ja wierzę w jej szczerość, w jej żal i w jej łzy.
— Gdy kobieta pokwituje łzami, uważa, że dług spłacony.
— Kajetanie, nie potępiaj jej zgóry, bądź dla niej wyrozumiałym, pozyskaj jej ufność. O to cię tylko proszę, bo czy ty słusznie mówisz, czy nie, ona jest naprawdę nieszczęśliwa.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.