niż Polaków, a tych ludzi, którzy należą do tajnych towarzystw, możnaby na palcach policzyć. Polski powinny chcieć miljony, a miljony śpią. Jest cisza i hańba. Przeżyliśmy Polskę, ale po wiek wieków nie przeżyjemy hańby, bo zginęliśmy i giniemy bez honoru!...
Przy ostatnich słowach Kajetana gruby obłok przesłonił tarczę księżycową i uczyniło się ciemno. Posępny, beznadziejny mrok ogarnął zarazem i duszę obu młodych ludzi. Ale trwało to tylko chwilę. Wkrótce wiatr przepędził chmurę i równia polna oblała się znów srebrnem światłem, a jednocześnie Marek zwrócił rozjaśnione oczy na brata.
— Kajetanie — rzekł — we Włoszech są legjony polskie.
I począł mówić z wielkiem uniesieniem, że one ratują honor narodu, że są protestem wobec świata przeciw rozdarciu kraju, że walcząc za wolność ludów, walczą zarazem za wolność Polski, i że w nie wcieliła się dusza narodu, który chce żyć i żyć będzie.