za kraj, ale gdyby Stanisław został z własnej woli, nie chcąc opuszczać młodej żony, nie brałby mu tego bardzo za złe, nawet jako obywatel. Wydało mu się, że w tem, co mówi matka, jest dużo słuszności, — i ze względu na Anusię, której położenie byłoby inne, gdyby została u nich jako synowa — i ze względu na legjony. „Nasi emigranci“ — myślał — „są wszędzie, i w Wołoszczyźnie, i w Konstantynopolu, i w Wenecji, i w Paryżu: oni to przedewszystkiem powinni iść do legjonów, a dezerterzy austrjaccy dopełnią liczby“. Uderzyła go trafność żoninej uwagi, że jeśli legjony wrócą do kraju, to wówczas będzie wszelki czas zaciągnąć się do nich, a jeśli nie mają wrócić, to iść do Włoch niema wielkiego obowiązku, ani wielkiego sensu. Żal mu było przytem syna, którego całem sercem kochał. Żołnierz, ale zarazem i domator, nigdy ani na krok nie wychylił się za granice kraju, więc i dla niego zgoła co innego było polec w Polsce i być przysypanym polską ziemią, a co innego zaprzepaścić się gdzieś za górami i za morzami.
Na myśl, że to Stanisława może spotkać, brał go strach. W głębi duszy, był także pewien, że ów, ożeniwszy się, zostanie co najmniej rok przy młodej żonie. W ciągu roku mogło się dużo rzeczy wydarzyć, mógł nawet i Dąbrowski znaleźć się w kraju.
Więc pan Cywiński złożył znów usta jak do gwizdania, a potem rzekł:
— Kundzia jest chytra jak liszka, ale ja Stachowi dałem pozwolenie i słowa nie cofnę, Anusia
Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.