Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

szczą bądź to drogą rozumowania, bądź nawet satyry — powinien to uczynić dlatego, że ciż sami obrońcy wytykają wady nie tylko Żydów, ale i ogólne, i mówią jasną choć gorzką prawdę w oczy tak dobrze Żydom, jak i nie Żydom.
Dla uzupełnienia niniejszego felietonu, w którym mimo woli często, a może zbyt z dziedziny faktów w dziedzinę dyskusji przechodzę, podam jeszcze wiadomość o wypadku, który dotychczas niezmiernie zajmował zarówno Warszawę, jak i prowincją, i o którym dotąd jeszcze krążą najrozmaitsze opowiadania. Przed paru miesiącami odkryto na granicy pruskiej wielkie, bo do milionów rubli dochodzące nadużycia przemytnicze. Wiadomo, że od okowity, która wychodzi za granicę, zwraca się właścicielowi wysoki podatek akcyzny. Otóż przewożono przez granicę beczki z wodą, potem beczki próżne, a w końcu beczki idealne, ściągając mimo to należny za nie podatek akcyzny. Trwało to podobno dosyć długo, ale wedle przysłowia: „dopóty dzban wodę nosi, dopóki się ucho nie urwie“ — ucho urwało się w końcu, a przewoziciele wody zamiast okowity znaleźli się naraz w tarapatach, z których nie było wyjścia. Sprawa to dla nas tem bardziej przykra, że zamieszane są w nią nazwiska ludzi dobrze znanych nawet w literaturze, i wieńczonych na arystokratyczno-literackich rautach przez wdzięczną płeć piękną. Pokazuje się z tego, że można bardzo dobrze mówić to i owo, np. o prawach kobiet, a ignorować prawa celne. Na nieszczęście gra to równie niebezpieczna, jak gra w fałszywe karty, a jeszcze gorsze prowa-