Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

sów. Co do Emilii, ta, mimo całej pracy nad sobą, mimo całej pogardy dla rozpustnika, kocha go jednak, — gardzi nim, ale go kocha. Następuje więc teraz prawdziwie tragiczna chwila, kiedy, przyszedłszy po zostawiony pugilares, znajduje go pustym. — Autorka rozumie tu doskonale serce kobiece. Emilia błaga Zyzia, by wrócił pieniądze, — błaga i prawie modli się do niego, a przyczyną tych zaklęć i błagań nie są same pieniądze, ale biednej dziewczynie chodzi widocznie o resztę, malutką resztkę złudzeń co do charakteru Zyzia. Błaga go, by nie zmuszał jej do ostatniej pogardy, by oddał pieniądze; ułatwia mu sama oddanie, podsuwając pozory, któremi będzie mógł wytłumaczyć wstrętny fakt kradzieży, — i błagania jej wywołują tylko zuchwałą odpowiedź nieubłaganego młokosa.
Ale wtedy kończy się i jej cierpliwość: „Kochałam cię, powiada, i łudziłam się do ostatniej chwili, ale teraz ty sam radykalnie wyleczyłeś mnie ze złudzeń. Kochałam cię więcej, niż wszystko na świecie, — a teraz pogardzam, jak...“ głos zamiera jej w piersi, i kończy cichym szeptem: „jak złodziejem!“
Zyzio gnie się pod jej słowami jak kłos pod tchnieniem wiatru; — odzywa się i w jego sercu dawna miłość, a jednak, — co za niekonsekwencja!! — pieniędzy nie oddaje. Od tej chwili zaczyna się jego rehabilitacja, a jednak pieniędzy nie oddaje. — Jest to wielki i bardzo wielki błąd... autorki. Ale taki obrót rzeczy potrzebny jej był do zakończenia. Łatwo bowiem wyobrazić sobie zdumie-