Jeszcze o głodzie na Szląsku. Wieść o klęsce i wołania o ratunek obiegają wszystkie nasze pisma i sądzimy, że wraz z nami wszystkie powtarzać ją będą choćby codzień, dopóty, dopóki nie zdołamy przyjść z pomocą nieszczęśliwym braciom naszym. Ale nie pozwólmy, aby podczas gdy my dyskutujemy, ani umierali z głodu. Zamiar pomocy ze sfery życzeń powinien przejść w sferę czynów z taką nagłością, z jaką zgłodniałe usta upominają się o kawałek chleba. Należy uzyskać pozwolenie odpowiedniej władzy i zająć się zbieraniem składek, które nie zawiodą, jeśli można jeszcze u nas liczyć na ofiarność ogółu i jego bratnie uczucia. Na pytanie, kto ma się zająć staraniem o uzyskanie pozwolenia, — odpowiadamy: redaktorowie pism — i nikt inny. Porozumienie się w tym względzie jest koniecznem. Po uzyskaniu aprobaty można będzie zaprosić do współudziału osoby, dające wszelkie oficjalne i pieniężne gwarancje; co zaś do samej prasy, ta nie może postawić sobie celu bardziej obywatelskiego i filantropijnego.
Obywatelskim on jest, — bo to zarazem walka z germanizacją. Bez pomocy z zewnątrz, za nie opłacone podatki administracja zabierze ziemię, którą odkupią od niej... Niemcy.
Filantropijnym jest, — bo tam dzieci i kobiety umierają z głodu.
Czy trzeba jeszcze więcej słów? Nie! Trzeba czynów i pieniędzy.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.
11.