gentami swoich oświeconych współwyznawców przemawiających z obywatelskiego stanowiska i w pięknym, czystym języku — to już byłoby wiele.
Wszelkie odczyty dla klas nieoświeconych niezmiernie są pożyteczne — i dlatego żal nam szczerze np. owych dziesięciogroszowych, na które tak chętnie cisnęli się słuchacze-rzemieślnicy.
W sprawie czystości języka. Jedno z pism, w odpowiedzi na nasze uwagi o zbytecznem i szkodliwem wprowadzaniu przez dzienniki warszawskie mnóstwa wyrazów cudzoziemskich, czyni nam zarzut, iż sami nie jesteśmy pod tym względem lepsi od innych, i na dowód przytacza wyrazy obce przez nas używane.
Chcielibyśmy uniknąć nieporozumień. Zamieszczając nasze uwagi, nie pragnęliśmy powiedzieć przez to, że wszyscy błądzą, prócz nas, że zatem pismo nasze jest lepsze, poprawniejsze itp. Nie chodziło nam o porównywanie dzienników, a tem bardziej o wywyższanie się, ale zgoła o co innego, mianowicie o sam język, o jego czystość i poprawność, — zatem całą sprawę na tem tylko polu radzibyśmy roztrząsać.
Wiemy doskonale, że używamy na równi z innymi wyrazów obcych, i dlatego nie wyłączając się, mówiliśmy w naszych uwagach ogólnie: my, — nie zaś: wy. Tak jest! my, — my wszyscy dziennikarze, zarówno grzeszymy przeciw czystości języka. Czyż