Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

a być Niemcem. Bywa więc i tak, i owak, — i nie o tych rzeczach mówił pan Jeleński. Przyzna jednak autorka, że poza Niemcami spolszczonemi i zrosłemi z interesami naszego społeczeństwa istnieją jeszcze całe zastępy Niemców niechętnych narodowi, chciwych, drapieżnych, czyhających tylko na jego szkodę. Ci uważają się wprawdzie także, wedle wyrażenia autorki, za „tutejszych“, ale tylko dlatego, że naszę ziemię uważają za swoję własność. Otóż dziękujemy uniżenie za taką „tutejszość“, która nie ma nic wspólnego ze „swojskością“, pojmowaną w tem znaczeniu, jakie jednozgodnie do wyrazu tego nauczyliśmy się przywiązywać.
Zdaje się, że wytłumaczyliśmy się dość jasno, z czystem więc sumieniem przeszlibyśmy do innego przedmiotu, gdyby nie kilka punktów, które porusza autorka, a których i my choć pobieżnie dotknąć pragniemy. Otóż, mówiąc o germanizmie i przyznając, że jest to żywioł wrogi polskiemu, autorka następujące podaje przeciw niemu środki: „Gdy ktoś dom nasz nawiedza (mówi autorka) i w nim osiedlić się pragnie, musimy ku niemu zrobić krok pierwszy, jeżeli chcemy, aby był naszym przyjacielem, należy przyjąć go mile, zachęcić, aby nam ufał, ale“... Miły Boże! rzekłbyś, że chodzi o jaką wizytkę sąsiedzką, w której cała uprzejmość winna być po stronie gospodarza.
Istotnie, przykład doskonale wybrany. Gdy ktoś dom nasz nawiedza i stale się w nim osiedlić, a nas pod gołe niebo wyrzucić pragnie, powinniśmy zrobić krok pierwszy, przyjąć go mile, zachęcić go, aby