tylko ubolewa „nad tem“, a ubolewa właśnie dlatego, że: „pragną zdobyć stanowczą przewagę nad żywiołem miejscowym, zepchnąć go na ostatni plan i z łaski jedynie zostawić mu w jego własnym kraju miejsce przytuliska“. To oburza p. Jeleńskiego, to przejmuje go obawą, i dlatego zwraca uwagę ziomków na niebezpieczeństwo i na środki ratunku, inne, niż robienie „pierwszych kroków“.
Ale teraz pytasz pani: „Czyjaż to wina“? — Pomówmy.
Że Niemcy objęli przemysł — to nasza wina, ale że „pragną zepchnąć żywioł miejscowy etc.“ — to ich wina, i bardzo wielka wina; to dowód ich chciwości, drapieżności i na koniec niewdzięczności dla swoich chlebodawców. Dzieje im się tu dobrze, — nieprawda? — A nienawidzą kraju i jego mieszkańców. Oto ich wina!
Ale teraz wróćmy do naszej winy. Autorka tak ją tłomaczy: „Ojcowie i praojcowie nasi nie nauczyli nas etc.“... Dobra pani! Czybyśmy nie mogli już raz dać naszym ojcom spokoju? Gdyby tak ktoś zaczął wyliczać, że jednak ci nasi ojczyskowie i praojczyskowie nauczyli nas miłości do kraju, cnót rodzinnych, etc. etc., naówczas wszystkie, jak ich nazywa Lam, tromtadraty podniosłyby taki krzyk, że niezawodnie w piekle by było słychać: „O! — krzyknęliby — to arystokracja, to przesądy, to zapleśniały mur ciemnoty, w który my walemy taranem dwustu tysięcy tomów na rok i czterdziestą tysią-
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.