Zwierzętami interesowało się tyle ogrodem, co wiatrem w polu. Komitet złożył podobno kilka sesyj, na których członkowie wynurzali jeden dla drugiego swe uwielbienie i rozprawiali o pogodzie lub niepogodzie, o drożyznie mieszkań, o przyjemnościach wiejskiego życia, słowem, o wszystkiem, byle nie o ogrodzie. Zadanie komitetu było jasne i proste: rozwinąć zwierzyniec pana Bartelsa i zamienić go na warszawski ogród zoologiczny. Ale tymczasem nikt nie wiedział, co robić; nie wiedziano, kto ma składki zbierać, gdzie pieniądze złożyć, co z niemi robić; aż wreszcie komitet, który, jak to powiedziałem, miał za zadanie: rozwinąć zwierzyniec pana Bartelsa, postanowił po głębokim namyśle — wiecie też co? Oto wydał rozkaz pozabijania zwierząt w zwierzyńcu pana Bartelsa, pod pozorem, że zwierzęta dużo kosztują, i że utrzymanie ich pochłonie składki publiczne na ogród.
Zwierzyniec pana Bartelsa zmarniał, — oto jedyny skutek dotychczasowej działalności komitetu. Żadne odezwy, choćby nie wiem jak namaszczone, komitetu, faktu tego nie zmienią. Komitet wyrzekł w jednem z pism, że zwierzyniec pana Bartelsa był kulą u nogi towarzystwa, która krępowała swobodę jego ruchów. Ja sądzę przeciwnie: że to komitet był kulą u nogi zwierzyńca, a raczej u nogi pana Bartelsa, która nie tylko krępowała, ale zahamowała raz na zawsze jego działalność.
Niech w tem nikt nie dopatruje gry wyrazów, — to tylko fakt rzeczywisty. Bo powiedzcież mi, wielce szanowni członkowie komitetu, cóż dalej
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.